„Zemsta” to najpopularniejszy i najwybitniejszy utwór mistrza Aleksandra Fredry. Sztuka, która od swej premiery w 1834 r. nie schodzi z polskich scen. Czy jednak może śmieszyć i bawić współczesnego widza? Okazuje się, że tak – o czym mieliśmy okazję przekonać się 29 kwietnia bieżącego roku. Grupa uczniów z Liceum Katolickiego wraz z Księdzem Dyrektorem (który cały wyjazd zainicjował i zorganizował) oraz gronem pedagogicznym uczestniczyli w, nie waham się użyć tego słowa, znakomitym przedstawieniu.

Podziwiana przez nas „Zemsta” w reżyserii Michała Chorosińskiego, to inscenizacja w najlepszym tego słowa znaczeniu tradycyjna, bliska tekstowi Fredry. Na szczególną uwagę zasługuje przede wszystkim gra aktorów. To oni sprawili, że w bohaterach komedii Fredry zobaczyliśmy ludzi, a właściwie typowe ludzkie charaktery, które można znaleźć w otaczającym nas świecie. Papkin (w tej roli Łukasz Lewandowski), który sam stara się tworzyć swoją własną legendę, typowy egocentryk, który nie umie przyznać się do lęków i maskuje je pod kształtnymi wypowiedziami, to przykład człowieka, któremu odpowiadają opisy wielu współczesnych celebrytów.

Cześnik Raptusiewicz (Jarosław Gajewski) – niecierpliwy, nerwowy, wybuchowy („Cześnik – wulkan”), a Rejent Milczek (Dariusz Kowalski) z pozoru słodki, cichy, z pokornym wyrazem twarzy, ale w gruncie rzeczy „z diabłem w duszy” – ich kłótnia to dziwnie znajomy motyw, przebrany tylko w szlacheckie szaty.

Klara (Lidia Sadowa) i Podstolina (Maja Hirsch) – one determinują postawy wobec świata, szczególnie zaś mężczyzn i miłości.  Klara w wykonaniu Lidii Sadowy przedstawiona jest jako kobieta łagodna, chociaż nie bierna. Klara ma bowiem własne zdanie, nie podlega tylko namowom ze strony mężczyzn.  Dobrze widać to między innymi na przykładzie rozmowy z Papkinem.  Przezabawna scena, zakończona nieśmiertelnym tekstem: „Jeśli nie chcesz mojej zguby, krokodyla daj mi luby”.

Podstolina (w wykonaniu Mai Hirsch) mężczyzn traktuje zaś w sposób bardzo przedmiotowy. Charakteryzuje ją przy tym spryt, niestałość, samolubstwo.

Fredro doskonale gra tymi ponadczasowymi elementami natury Polaków, tworząc na ich podstawie komiczne sytuacje, postacie i dialogi. Wywołują one nasz śmiech, ponieważ dostrzegamy w nich dalekie echo swoich własnych słabostek.

Znakomicie zagrane, inscenizacyjnie dopracowane – te słowa najlepiej oddają charakter przedstawienia, które mogliśmy zobaczyć na scenie Katolickiego Domu Kultury w Sandomierzu.